W dniu wczorajszym, w czasie posiedzenia zespołu trójstronnego ds. ochrony zdrowia minister zdrowia przedstawił w końcu ministerialną propozycję ustawy w sprawie minimalnego wynagrodzenia pracowników podmiotów leczniczych. Zgodnie z zapowiedziami ministra i sugestiami związków zawodowych, minimalne pensje dla poszczególnych grup zawodowych mają być skorelowane z „przeciętnym miesięcznym wynagrodzeniem brutto w gospodarce narodowej”. Będą one stanowiły iloczyn tego wynagrodzenia i odpowiedniego wskaźnika ustalonego dla poszczególnych grup zawodowych. W odpowiedniej tabelce minister przedstawił te grupy i przyporządkowane im wskaźniki. I na tym kończy się jakakolwiek zgodność stanowiska ministra i oczekiwań pracowników. To bowiem, co zobaczyli związkowcy w zaprezentowanej tabelce spowodowało u nich szok, który – jak sądzę – trwa do dzisiaj i długo się nie skończy.
Jako związkowiec – lekarz nie będę się zajmował wynagrodzeniem innych grup zawodowych, chociaż domniemywam, że ich reakcja może być podobna do mojej.
Przechodząc do lekarzy: minister zaproponował aby docelowa (!) wysokość minimalnej płacy dla lekarza specjalisty (w praktyce – lekarza z co najmniej 10 letnim stażem) wynosiła 1,23 „średniej krajowej” . Dzisiaj byłoby to 4800 zł brutto. Jednak pan minister zaproponował, aby ten wskaźnik osiągnąć dopiero za 5 lat !. Przez ten czas pozostanie też „zamrożona” wartość „średniej krajowej”, do której odnosi się wskaźnik, nawet gdyby faktyczna średnia wzrosła (co z pewnością nastąpi). Lekarz bez specjalizacji ma zarabiać 1,02 obecnej „średniej krajowej” czyli 3980 zł brutto.
Nie wiem co spowodowało, że minister zdrowia odważył się na przedstawienie takich propozycji. Musiał to być jakiś wielki przymus, bo propozycje te stanowią wielką kompromitację, już nie tylko ministra ale i całego rządu oraz przewodniczącego rządzącej partii.
Przypomnijmy, że prezes PiS Jarosław Kaczyński wypowiadał się wielokrotnie o tym, że docenia lekarzy i że powinni oni bardzo dobrze zarabiać. Takie słowa padły np. w Turku 28.09 2013 r. : „Ja chcę mocno podkreślić lekarze powinni zarabiać bardzo dobrze, dobrze jeżeli chodzi o młodych, a bardzo dobrze jeżeli chodzi o tych doświadczonych (…) bo to jest bardzo trudny, bardzo odpowiedzialny zawód do którego się trzeba bardzo długo przygotowywać i my to szanujemy.” Przypomnijmy również słowa z expose pani premier Beaty Szydło: „W pełni doceniam rolę lekarzy i jestem przekonana, że powinni być oni wysoko i bardzo wysoko nagradzani”
A teraz spójrzmy na propozycję ministra zdrowia: 1,23 „średniej krajowej” czyli 4800 złotych brutto. Czy tę kwotę można uznać za wynagrodzenie „bardzo dobre” albo „bardzo wysokie”, a kwotę 3980 zł dla rezydentów – czy można ją uznać za „dobrą” albo „wysoką”? Nawet minister Radziwiłł wyśmiałby taką tezę. Parę dni temu w wywiadzie telewizyjnym stwierdził, że jego wiceministrowie mają wynagrodzenie zasadnicze w kwocie 7800 zł (ok. 2 „średnie krajowe”) i że jest to wynagrodzenie „przyzwoite”. Nawet nie „dobre” ani tym bardziej „bardzo dobre”, ledwie „przyzwoite”.
Czy to oznacza, że minister zdrowia potraktował cytowane wyżej słowa prezesa PiS i premier Beaty Szydło za zwykłą propagandę lub – nie daj Boże – łgarstwo, którego nie należy brać poważnie pod uwagę? Czy minister zdrowia zdaje sobie sprawę w jak niekorzystnym świetle przedstawia w ten sposób obie te osoby?
Na zakończenie jeszcze jedna smutna refleksja: Nawet komuniści, traktujący lekarzy jako „wroga klasowego” i realizujący – prawdopodobnie – tajną instrukcję NKWD z 1947, aby pracowników służby zdrowia szczególnie nisko wynagradzać, ustalili dla lekarzy wyższe wynagrodzenia w stosunku do „średniej krajowej” niż to zaproponował obecny minister zdrowia. W roku 1958 odpowiednie Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 12 grudnia 1958r. (Dz.U.1958.74.376)przewidywało dla lekarzy – odpowiedników dzisiejszych specjalistów pensje zasadniczą w wysokości co najmniej 1,4 ówczesnej „średniej krajowej” (minister Radziwiłł proponuje 1,23).
Krzysztof Bukiel – 22 czerwca 2016