Felieton dostępny na stornie Ogólnopolskiego Przeglądu Medycznego: http://opm.elamed.pl/aktualny-numer oraz jego treść poniżej:
Fatalne zauroczenie.
W psychologii dobrze opisane jest zjawisko tzw. przeniesienia autorytetu. Polega ono na tym, że osoby, które są autorytetem w jednej dziedzinie, traktowane są również przez ludzi jako autorytety w innych dziedzinach. Zjawisko to wykorzystywane jest często przez tych, którzy chcą ludźmi manipulować np. przez polityków albo firmy reklamowe. To właśnie ten mechanizm leży u podstawy angażowania znanych osób w reklamie lub wpisywania ich na listy wyborcze poszczególnych partii. Opieranie się na opiniach autorytetów nie jest oczywiście złe, wręcz przeciwnie znacznie ułatwia życie. Złe może być opieranie się na autorytetach „przeniesionych”. Dotyczy to zwłaszcza tych sytuacji, gdy w określonej dziedzinie, ów rzekomy autorytet nie tylko nie jest autorytetem, ale może głosić poglądy wręcz szkodliwe.
Takie zjawisko zachodzi – w mojej ocenie – w partii obecnie rządzącej , w odniesieniu do publicznej służby zdrowia. Prezes PiS cieszy się – co zrozumiałe i uzasadnione – wielkim autorytetem wśród członków tej partii. Udowodnił bowiem, że jego koncepcja funkcjonowania partii i działania które podejmował oraz program polityczny, który nakreślił –przyniosły pozytywny skutek w postaci wygranych wyborów. Prezes PiS jest niewątpliwie autorytetem jako polityk, przywódca partii, polityczny strateg. Biorąc pod uwagę jego niezłomność i stałość w głoszeniu określonych poglądów można go też uznać za autorytet moralny w tym zakresie. Ale czy można go traktować jako autorytet w dziedzinie organizacji i finansowania publicznej ochrony zdrowia ? Raczej nie.
Tymczasem program obecnego rządu w dziedzinie ochrony zdrowia opiera się – śmiem twierdzić – na osobistych przekonaniach i poglądach prezesa PiS. Nie mówię tego bezpodstawnie. Znam wielu parlamentarzystów PiS – lekarzy od lat. Wiem, jakie głosili poglądy dawniej na temat mechanizmów rynkowych w ochronie zdrowia, współpłacenia, „ekonomizacji” . Pamiętam, które problemy uznawali za najważniejsze. Nie było tam tego, co jest obecnie wysuwane na pierwszy plan w rządowym programie naprawy publicznej służby zdrowia. Cóż tam zresztą mówić o parlamentarzystach PiS. Jeszcze lepiej spojrzeć na skład Ministerstwa Zdrowia. Jest tam lekarz – przedsiębiorca, który od 20 lat prowadził z powodzeniem prywatną przychodnię działającą „dla zysku”. Jest inny lekarz – przedsiębiorca, prowadzący prywatne zakłady opieki zdrowotnej i zarządzający w przeszłości prywatnym szpitalem, który wielokrotnie publicznie przekonywał o zaletach prywatnej służby zdrowia i konieczności udziału sektora prywatnego w służbie zdrowia finansowanej ze środków publicznych. Jest lekarz – ekspert, dowodzący od lat, że konieczne jest ograniczenie koszyka świadczeń bezpłatnych czyli wprowadzenie współpłacenia za niektóre świadczenia oraz wprowadzenie „rynkowego” sposobu ustalania cen za leczenie refundowane. I oto taka ekipa od paru miesięcy przekonuje nas, że największym problemem polskiej służby zdrowia jest jej „ekonomizacja” oraz fakt, że szpitale działają „dla zysku”, a prywatne podmioty konkurują z publicznymi, co – wszystko razem – przeszkadza w pełni misji typowej dla służby zdrowia. Rozwiązaniem na kryzys publicznej służby zdrowia ma być zatem rezygnacja z tej „ekonomizacji”, czego przejawem będzie „dekomercjalizacja” szpitali, tworzenie map potrzeb zdrowotnych kreślonych przez urzędników, sieć szpitali z uprzywilejowaniem publicznych placówek, bezpłatne leki dla pacjentów po 75 roku życia i wprowadzenie tzw. koordynowanej opieki zdrowotnej wynagradzanej ryczałtowo zamiast „za usługę”.
Skąd ten zwrot w poglądach osób stanowiących obecną ekipę Ministerstwa Zdrowia? Zadziałał zapewne ów mechanizm autorytetu przeniesionego. Prezes PiS ma taki autorytet w swojej partii i w obecnym rządzie, że nawet w dziedzinie, w której jest ignorantem traktowany jest jak autorytet z którym się nie dyskutuje. To jest ta bardziej optymistyczna wersja przypuszczeń. Gorsza jest taka, że opisane tutaj postawy nie wynikają z mechanizmu przeniesienia autorytetu Prezesa PiS, ale ze zwykłego oportunizmu określonych osób. Może – po prostu – boją się one, że głosząc swoje dawne poglądy, pozostające w sprzeczności z oficjalnym programem partii rządzącej – stracą pracę i posady w rządzie.
Krzysztof Bukiel