10 listopada 2015

Felieton ukazał się w OPM:

 

felieton w pdf – tutaj

 

oraz tekst poniżej:

 

 

W ostatnim czasie można było przeczytać w prasie trzy informacje związane z ochroną zdrowia, które dotyczyły trzech – wydawałoby się – odrębnych i nie związanych ze sobą problemów.

Pierwsza informacja była o tym, że władze samorządów terytorialnych będących organami założycielskimi dla szpitali mazowieckich muszą znaleźć pilnie prawie 600 milionów złotych. Trzeba je przeznaczyć na remonty szpitali, aby spełniły one wreszcie wymogi, przewidziane w odpowiednim rozporządzeniu ministra zdrowia.

Druga informacja dotyczyła interwencji Rzecznika Praw Pacjenta w sprawie opłat za porody rodzinne. Opłaty te, wnoszone przez pacjentów (porody rodzinne nie są zawarte w „koszyku”), są – zdaniem rzecznika – ustalone przez dyrektorów szpitali na zbyt wysokim poziomie w stosunku do kosztów, jakie musi ponieść szpital.

Trzecia informacja dotyczyła rozporządzenia ministra zdrowia, które właśnie zostało wydane. Formalnie jest to rozporządzenie w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Faktycznie, chodzi o dodatkowe przepisy, które dodano do poprzedniej wersji rozporządzenia, a które mają stworzyć podstawy i ramy prawne dla przekazania przez NFZ, a następnie przez „świadczeniodawców” podwyżek dla pielęgniarek i położnych, jakie niedawno zostały wynegocjowane przez ich związek zawodowy z ministrem zdrowia.

Te trzy wymienione wyżej sprawy, jakkolwiek – pozornie – dotyczą odrębnych problemów, są jednak ze sobą ściśle powiązane. Stanowią też skrótową i znakomitą ilustrację jak wygląda i jak NIE działa system publicznej opieki zdrowotnej w naszym kraju.

Od roku 1999 ma on nowy kształt, który określono jako ubezpieczeniowo-rynkowy. O ubezpieczeniowym charakterze miała świadczyć składka zdrowotna będąca podstawą finansowania systemu. O „rynkowości” systemu  przekonywać ma zasada, że szpitale i przychodnie nie otrzymują – jak wcześniej – określonych budżetów za sam fakt istnienia, ale sprzedają swoje usługi ubezpieczycielowi i uzyskane stąd pieniądze przeznaczają na swoje funkcjonowanie, w tym również na pensje dla pracowników, potrzebny sprzęt, konieczne remonty i niezbędne inwestycje.

I oto przedstawione wyżej wydarzenia pokazują jak iluzoryczne są te zasady i jak daleki od zapowiadanego jest rzeczywisty sposób funkcjonowania obecnego systemu. Gdyby system był faktycznie rynkowy, to środki na swoją modernizację – szpitale miałyby z pieniędzy uzyskanych od ubezpieczyciela zdrowotnego za świadczone usługi. Tymczasem kwoty płacone przez NFZ – z założenia – nie przewidują środków na ten cel. Szpitale muszą je zdobyć z innych źródeł. Gdyby system był faktycznie rynkowy, to żaden minister nie odważyłby się i nie miałby prawa nakazywać ubezpieczycielowi wypłatę określonych pieniędzy na określony cel – podwyżki dla niektórych pracowników ochrony zdrowia. Taka administracyjna ingerencja w relacje między ubezpieczycielem a jego „kontrahentami” nie mieści się w żadnych rynkowych regułach. Gdyby system był faktycznie rynkowy, żaden Rzecznik Praw Pacjenta nie musiałby interweniować z powodu sztucznie windowanych cen za porody rodzinne, bo konkurencja między szpitalami skuteczniej by o to zadbała, a dyrektorzy szpitali nie musieliby sztucznie zawyżać cen za niektóre świadczenia po to, aby – choć trochę – zrekompensować sobie straty z powodu zaniżonych cen za większość refundowanych świadczeń, jak to się dzieje teraz.   

Obecny system publicznej ochrony zdrowia – wbrew założeniom – nie stał się nigdy systemem rynkowym, ani ubezpieczeniowym. Trudno powiedzieć czy zdecydował o tym brak konsekwencji polityków, którzy ten system wprowadzali, czy ich podświadoma tęsknota za „ręcznym sterowaniem”.  Nie jest to zresztą w tej chwili najważniejsze. Istotne jest aby – proponując naprawę publicznej ochrony zdrowia – nie powoływać się na argument, że „rynek w ochronie zdrowia nie zadziałał” i „system ubezpieczeniowy się nie sprawdził”. Takiego systemu: rynkowo- ubezpieczeniowego w polskiej publicznej ochronie zdrowia po prostu nigdy nie było. Może zatem warto aby – zamiast odrzucać go i oskarżać o wszystkie problemy –  podjąć decyzję o jego faktycznym wprowadzeniu.

Krzysztof Bukiel 15.10.2015.