2 czerwca 2014

 

felieton dostępny na stronie OPM: http://opm.elamed.pl/uploads/opm/articles/opm_artykul_2014_06_41934.pdf

 

oraz poniżej:

 

 

PR kontra prawda. Dla OPM   

Od jakiegoś czasu popularny jest pogląd, że – w warunkach demokratycznych – rzeczywistą władzę sprawują nie politycy, nie media, nie lud, ale  … agencje PR. To do ich wskazówek dopasowują się rządzący, podejmując pewne decyzje albo uciekając od nich. Jeśli popatrzeć na to, co się dzieje w polskiej służbie zdrowia – teza ta wydaje się uzasadniona.

Przykładem może być „walka z kolejkami” do leczenia, jaką zapowiedział parę miesięcy temu premier. Chociaż kolejki te dokuczały pacjentom już od lat, dotychczas były przez rządzących bagatelizowane. Nagła zmiana stanowiska – tuż przed serią wyborów (do PE, samorządowych, parlamentarnych, prezydenckich) – wskazuje wyraźnie na PR-owską inspirację. Kłopot polega na tym, że nie da się rozwiązać problemu kolejek nie dotykając dwóch bardzo drażliwych tematów: nakładów publicznych na opiekę zdrowotną i udziału własnego pacjentów w pokrywaniu części kosztów za leczenie. Nakłady trzeba by istotnie zwiększyć, co mogłoby się ludziom kojarzyć z dodatkowym opodatkowaniem. Trzeba by też wprowadzić współpłacenie za niektóre świadczenia, a to z pewnością nie spodobałoby się wielu potencjalnym wyborcom. Dlatego – jak można domniemywać – piarowcy przestrzegli premiera przed poruszaniem tych drażliwych tematów. Cała „wizerunkowa”  korzyść, jaką rząd odniósłby z zapowiedzi ograniczenia kolejek mogłaby zostać zmarnowana. Musieli jednak wymyśleć jakiś sposób aby uzasadnić niechybną porażkę planowanej „walki z kolejkami”. Zaproponowali metodę znaną od lat –wskazanie „kozła ofiarnego”. Mają nimi być lekarze.

Trudno inaczej, niż przedstawioną wyżej tezą, uzasadnić słowa, jakie wypowiedział niedawno premier w wywiadzie udzielonym Polsat News. Poruszając sprawę „walki z kolejkami” premier stwierdził: Opór lekarzy będzie spory. Czeka nas twardy bój, bo chcielibyśmy uzyskać od nich gotowość do bardziej intensywnej pracy za te same pieniądze”.  Teraz już będzie wiadome dlaczego walka z kolejkami się nie udała: zawinili lekarze, których opór przed większym wysiłkiem nie potrafił przełamać nawet – tak oddany pacjentom – rząd.    

A jak wygląda prawda: czy lekarze w Polsce– jak sugeruje premier – pracują za mało, są zbyt mało wydajni, a może wynagradza się ich zbyt hojnie? Trudno opierać się tutaj na pojedynczych opiniach czy doświadczeniach. Najlepiej przytoczyć fakty: 

Ilość lekarzy w Polsce w przeliczeniu na 1000 mieszkańców jest najmniejsza wśród krajów UE i  wynosi 2 lekarzy /1000 mieszkańców. Natomiast ilość udzielanych świadczeń nie odbiega od „średniej europejskiej” lub ją przewyższa. Dotyczy to zarówno hospitalizacji (których liczba w latach 2000-2010 wzrosła u nas o 39%), jak i porad ambulatoryjnych. Liczba konsultacji lekarskich na mieszkańca w roku 2010 wyniosła w naszym kraju 6,6, w 24 krajach unijnych – 6,3. Z danymi tymi korespondują wyniki kontroli czasu pracy w służbie zdrowia, jakie rokrocznie wykonuje Państwowa Inspekcja Pracy. Wynika z nich, że miesięcznie lekarze pracują zwykle koło 300 godzin, a rekordziści nawet 400. .

Ciekawie wygląda też porównanie efektywności szpitali np. z efektywnością urzędów. Parę lat temu OZZL przeprowadził ankietę–jak wygląda finansowanie niektórych ministerstw w porównaniu z finansowaniem szpitali, zatrudniających podobną ilość pracowników. Wyniki były zdumiewające. (Są dostępne na stronie http://www.ozzl.org.pl/archiwum/akt/wynagrodz1.pdf). Okazało się na przykład, że Ministerstwo Zdrowia zatrudniające (w roku 2006) 400 osób dysponowało rocznym budżetem – na własne potrzeby, nie na świadczenia zdrowotne – w kwocie ponad 33 mln złotych. Szpital powiatowy o podobnym zatrudnieniu otrzymywał wówczas z NFZ kontrakt wartości trzy razy mniejszej. A przecież poza wydatkami na pensje pracowników musiał jeszcze zapewnić leczenie oraz „wikt i opierunek” dla tysięcy (w ciągu roku ) pacjentów. Dzisiaj zapewne te wartości nominalnie są inne, ale proporcje raczej się nie zmieniły. Co prawda wzrosły nieco płace pracowników medycznych, ale spadło za to znacznie zatrudnienie w szpitalach, odwrotnie niż w urzędach administracji centralnej. 

Czy wobec takich faktów można odpowiedzialnie twierdzić, że publiczna służba zdrowia w Polsce jest nieefektywna, że lekarze pracują za mało intensywnie i trzeba ich do tego dopiero zmusić? Trudno wytłumaczyć wypowiedź premiera inaczej niż tylko potrzebami PR. Szkoda. Nie uczynimy bowiem – jako państwo – żadnego postępu w naprawie systemu ochrony zdrowia, jeśli prawdę zawsze zastępował będzie PR.

 

Krzysztof Bukiel – 13 maja 2014r.