Ręczne sterowanie
Przed kilkoma miesiącami, na Zjeździe Krajowym Przewodniej Siły Narodu, przewodniczący partii, pełniący jednocześnie funkcję premiera, zwrócił się do partyjnego kolegi, ministra zdrowia, z poleceniem skrócenia kolejek w ochronie zdrowia, a szczególnie w podstawowej opiece. Pomijając już sam fakt, że odbyło się na forum partyjnego zjazdu, a nie podczas obrad rady ministrów, oraz, że kolejki są zmorą ambulatoryjnej specjalistycznej opieki zdrowotnej, a nie opieki podstawowej, zdziwienie budzi sama forma polecenia- skrócić i już! Jeżeli jest jakieś cudowne zaklęcie, jakaś magiczna formuła, która ma moc sprawczą w tej materii, to pozostaje żałować, że została tak późno odkryta przez formację rządzącą, ale można też mieć nadzieję, że jej działanie nie ograniczy się do skrócenia kolejek, ale będzie miało zastosowanie w rozwiązywaniu innych problemów ochrony zdrowia. O zwykłą złośliwość i tendencyjność można by posądzić kogoś, kto próbowałby określić taki sposób zarządzania jako mafijny. „Masz wykonać rozkaz szefa, a jak sobie nie poradzisz, to zostaniesz zlikwidowany”- tak właśnie wyglądało polecenie szefa rządu dla ministra. Wydawało by się, że w państwie prawa, którym ponoć jesteśmy, takie procedury nie powinny funkcjonować, że przełożony, wydając polecenie, daje również narzędzia i środki na jego wykonanie, bo w innym przypadku realizacja rozkazu może być nieoficjalna, tzn. niezgodna z prawem. Poza tym, premier nie sprecyzował zadania- skrócić?, to znaczy o ile?, o metr?, o jednego pacjenta?, w jednej przychodni?. Na te oraz wiele innych, nie mniej ważnych pytań nie dostaliśmy odpowiedzi… Jak zwykle!
Trzeba sobie w życiu radzić…
rzekł baca, sznurując but dżdżownicą. Podobnie poradził sobie minister zdrowia. Z przecieków informacji, prawdopodobnie kontrolowanych, wynika, że owe kolejki zostaną przesunięte do POZ. Okazuje się (takie odkrycie zasługuje na nagrodę Nobla), że lekarz rodzinny też może leczyć! Może też diagnozować(płacąc ze szczupłego budżetu własnego) i do specjalisty wysyłać w ostateczności (czyt. jak pacjent się uprze). Nie wiem, jak poradzą sobie lekarze rodzinni, którzy do tej pory przyjmowali przeciętnie 60 do 80 a nawet 100 pacjentów dziennie, wypisując setki skierowań, recept, zaświadczeń, wniosków, że o sprawozdawczości dla NFZ nie wspomnę. Na każdym z takich druków nazwisko, adres, pesel, data urodzenia, różnego rodzaju kody, będące efektem radosnej twórczości urzędników NFZ i nie tylko. Tylko patrzeć, a jeszcze większe kolejki powstaną w POZ i skończy się to zupełnym paraliżem ochrony zdrowia. Truizmem było by przypomnienie, że wprowadzona niecałe dwa lata temu ustawa antyrefundacyjna spowodowała ograniczenie kompetencji, a nawet pewnego rodzaju ubezwłasnowolnienie lekarzy POZ. Konieczność potwierdzania co rok aktualności chorób przewlekłych przez specjalistę, w celu wystawienia recepty na leki refundowane, jest wyrazem zarówno krótkowzroczności ministerstwa, jak też jego pazerności, bo te same leki, ale bez refundacji, lekarz rodzinny mógł przepisywać bez ograniczeń. Teraz ta sytuacja ma ulec zmianie. To klasyczny przykład rozwiązywania przez administrację problemów, stworzonych przez nią samą.
Stajnia Augiasza
Po tylu wielkich sukcesach w ochronie zdrowia, w ciągu ostatnich kilku lat, jak wprowadzenie ustaw z tzw. pakietu zdrowotnego, czy komercjalizacja wielu publicznych dotąd szpitali, ciągle nie czujemy poprawy. Można pokusić się o stwierdzenie, że lepiej już było. Rządząca formacja liberalno-ludowa ( co za wspaniały eufemizm!) odpowiada, że znacząco wzrosły nakłady, że jest lepiej. Na samej refundacji leków rząd „zaoszczędził” ok. 2 mld złotych, bo tyle więcej zapłacili ludzie chorzy. Dlaczego, mimo zwiększenia nakładów, nie widzimy poprawy? Na to pytanie odpowiedź może dać lektura prasy i portali internetowych, zajmujących się ochroną zdrowia. Odwołanie byłej prezes NFZ, powołanie i następnie odwołanie jej następcy, problemy z kontraktowaniem usług w zakresie okulistyki, ujawnione niechcący przez jednego z wiceministrów, wraz z nazwiskami byłych i aktualnych urzędników NFZ wysokiego szczebla, pokazują, że nie jest dobrze bo… być nie może. Ci, którzy powinni stać na straży publicznych funduszy, co zresztą wielokrotnie podkreślali, motywując swoje dziwne działania, sami nielegalnie czerpią olbrzymie korzyści. Trudno zakładać, że odbywa się bez wiedzy i przyzwolenia ministerstwa, bo zaangażowany jest w to również wiceminister. Dlatego też, w ramach działań antykorupcyjnych, powinniśmy domagać się zniesienia list refundacyjnych na leki, bo to jest dopiero źródło korupcji. Wszystkie leki, dopuszczone do obrotu, powinny być refundowane, bo i tak kwota refundacji zależy od ceny najtańszego preparatu w danej grupie i jest stała dla wszystkich preparatów. To dopiero była by rewolucja! Już słyszę wykręty urzędników z MZ, że to … niemożliwe!
Od wielu lat samorząd lekarski jak i związek zawodowy domagają się zmian w systemie ochrony zdrowia. Było ich wiele, ale żadna nie taka, jak trzeba! Teraz już wiemy dlaczego!
Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący ZK OZZL