22 stycznia 2014

 

Newsweek z 13-19 stycznia 2014 r. bulwersuje czytelników artykułem Anny Szulc „Operacja mamona”. Artykuł traktuje generalnie o pazerności lekarzy. Jednym z przykładów na zachłanność doktorów jest ich ubiegłoroczna akcja protestacyjna w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Częstochowie. Dr Bronisław Morawiecki, pediatra i były wicedyrektor tej placówki tłumaczy w gazecie, że tamtejsi lekarze podpisali tajną umowę i założyli kartel. Niestety, nie wyjaśnia, co było treścią owej tajnej umowy. Tę tajemnicę ujawnia natomiast Małgorzata Ochęduszko-Ludwik, przewodnicząca komisji społecznej i ochrony zdrowia Sejmiku Województwa Śląskiego, który jest organem założycielskim szpitala: „Chodziło im wyłącznie o kasę, dobro pacjenta nie miało dla nich znaczenia”.

Czy aby naprawdę ma rację Newsweek? O co tak w zasadzie chodziło lekarzom z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie, że zdecydowali się na akcję protestacyjną, polegającą na złożeniu wniosków o rozwiązanie umów o pracę? W tej materii ustalenia Zarządu Krajowego OZZL różnią się całkowicie od populizmu przedstawionego w popularnym tygodniku.

Dokonywanie oszczędności za wszelką cenę, aby tylko zmieścić się w głodowym budżecie zapewnianym przez NFZ, odbija się zarówno na pacjentach, jak i na personelu medycznym. A jeżeli na to nałożyć brak profesjonalizmu kadry zarządzającej, jej mściwość i konfrontacyjną postawę wobec osób zgłaszających wnioski dotyczące pilnej potrzeby poprawy sytuacji, zero pozytywnej reakcji na owe wnioski, oraz chęć przypodobania się władzom zwierzchnim, to mamy gotowy przepis na powstanie najostrzejszej formy konfliktu dyrekcji z pracownikami, skutkującej złożeniem wypowiedzeń z pracy.

Według takiego scenariusza i przy splocie podobnych okoliczności mogą w niedalekiej przyszłości przebiec wydarzenia w każdym szpitalu, czy to w województwie podlaskim, czy w jakimkolwiek innym, o ile nasz system opieki zdrowotnej nie ulegnie racjonalnej reformie.

A w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Najświętszej Marii Panny w Częstochowie zdarzyło się to naprawdę. Od ponad roku lekarze zgłaszali zarządzającym konieczność zaprzestania uprawiania polityki prowadzącej do załamania procesu leczenia specjalistycznego, poprzez brak wyposażenia niezbędnego do leczenia chorych, zaniechanie serwisowania i przeglądów technicznych posiadanej aparatury, powtarzające się niedobory leków i sprzętu jednorazowego, ograniczenia w wykonywaniu niezbędnych badań diagnostyczno-laboratoryjnych (jeden z przykładów: z powodu niewydolności szpitala, pacjenci z ostrymi zespołami wieńcowymi musieli być przewożeni do pobliskiego Myszkowa). Jednocześnie dochodziło do zmniejszania wymiaru czasu pracy lekarzy oraz wypowiadania umów o pracę specjalistom, uniemożliwiania podnoszenia kwalifikacji zawodowych (nawet na koszt własny), utrudniania prowadzenia działalności związkowej OZZL. Do lekarzy domagających się zmiany tej polityki, dyrektor odnosił się agresywnie i arogancko.

Leczenie chorych w takich warunkach stawało się coraz większą fikcją. Szpital przestawał pełnić rolę, do której został powołany. Wielokrotnie ponawiane wnioski, prośby i uwagi medyków odbijały się od zarządzających i organu założycielskiego jak groch od ściany. Zdesperowani lekarze sięgnęli więc po środek ostateczny. 140 z nich złożyło wymówienia z pracy, z przewidzianym w Kodeksie pracy okresem wypowiedzenia. Jednocześnie Zarząd Krajowy OZZL zwrócił się do innych lekarzy z apelem o niezatrudnianie się tam, oraz o nienawiązywanie kontraktów bezpośrednich lub pośrednich.

No bo już chyba lepiej, aby tak wadliwie funkcjonująca placówka w ogóle zaprzestała działalności, albo przeprofilowała się chociażby na prowadzenie – znacznie tańszej – opieki długoterminowej, niż by oszukiwała chorych pozorami leczenia, urągającymi wymogom sztuki lekarskiej i stwarzającymi zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów.

Oczywiście, dyrektor był odmiennego zdania. Koronny postulat lekarzy obrócił przeciwko nim, i złożył do prokuratury doniesienie, iż to właśnie lekarze spowodowali zagrożenie dla bezpieczeństwa chorych, poprzez grupowe zwolnienie się z pracy, utworzenie komitetu negocjacyjnego i złamanie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. W ten sposób pojawiła się w Polsce nowa, absurdalna koncepcja: kto protestuje przeciwko złym warunkom leczenia, jest… zagrożeniem dla chorych. Brawo! Co do ustawy, to zarzut jest równie niedorzeczny, gdyż do przewidzianego jej zapisami sporu zbiorowego wcale nie doszło. Lekarze złożyli wypowiedzenia w trybie ustalonym przez Kodeks pracy, i tyle. A do takiej decyzji każdy w Polsce ma prawo i nie jest to żadnym przestępstwem.

Dlatego śmiesznie i żałośnie brzmią pohukiwania pewnego profesora (że nazwiska nie wspomnę aby nie popularyzować), który niedawno przyczepił się do Kodeksu Etyki Lekarskiej, a teraz, ignorując stan faktyczny i motywy desperackiej decyzji medyków częstochowskich, namawia dyrektora szpitala i marszałka województwa, aby nie kapitulowali przed szantażem lekarzy, którzy „masowo złożyli wypowiedzenia, narażając swój szpital na kompletny paraliż”. Ale czy uczony mąż zastanowił się, co za dyrdymały wypisuje? Brak kapitulacji oznacza bowiem utrzymanie skandalicznego systemu funkcjonowania szpitala, przeciwko czemu przecież protestują lekarze. Czy o to dokładnie myślicielowi chodziło? A na zakończenie swej epistoły, ów erudyta dodaje: „Gdyby jakiś dureń nie wiedział, w czyim imieniu napisałem powyższe, to uprzejmie wyjaśniam, że we własnym, korzystając z wolności słowa, której mimo usilnych prób jak na razie nie udało się jeszcze w Polsce znieść”. Ja od siebie tylko dodam, że gdyby jakiś dureń nie wiedział, że w naszym kraju nie istnieje już coś takiego jak nakaz pracy w określonym zakładzie, to uprzejmie wyjaśniam, że dzięki usilnym próbom dawno temu udało się go w Polsce znieść.

Zarząd Krajowy OZZL oświadczył, że Związek od dłuższego czasu wskazuje na dokonywane w szpitalach drastyczne oszczędności, których celem jest dostosowanie się do zaniżonych przez NFZ cen za świadczenia zdrowotne. Polegają one na zaniedbaniu sprzętu medycznego, ograniczaniu badań dodatkowych i farmakoterapii, pogarszaniu jakości wyżywienia, redukcji – poniżej niezbędnego minimum – liczby pracowników medycznych (co pogarsza bezpieczeństwo pacjentów), zmianach w organizacji pracy, burzących ciągłość opieki nad chorymi, obniżaniu wynagrodzeń, co skutkuje koniecznością pracy na kilku etatach, czego wynikiem jest chroniczne przemęczenie pracowników, stanowiące zagrożenie dla chorych. Dramatyczne kroki, jakie podjęli lekarze częstochowscy w obronie jakości leczenia dowodzą, że – wbrew insynuacjom rządzących – lekarze są obecnie, obok innych zawodów medycznych, głównym, jeśli nie jedynym środowiskiem, które ma odwagę stanąć zdecydowanie w obronie praw i interesów chorych.

W początkach grudnia 2013 r. doszło wreszcie do porozumienia. Protestujący przeciwko zagrażającym bezpieczeństwu pacjentów skandalicznym warunkom pracy lekarze zgodzili się wycofać wypowiedzenia, gdy dyrekcja zarzuciła dotychczasowy system gospodarowania lekami i sprzętem. Uzgodniono także, iż jeden z wicedyrektorów, z którym lekarze nie chcieli pracować, zostanie zwolniony, a na stanowisko innego wicedyrektora Urząd Marszałkowski ogłosi konkurs.

Zarząd Krajowy OZZL z zadowoleniem przyjął  podpisanie porozumienia między lekarzami a przedstawicielami organu założycielskiego i dyrekcją Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie, na mocy którego zostaną podjęte działania zmierzające do poprawy warunków leczenia chorych, a protestujący lekarze wycofają swoje wypowiedzenia z pracy.

W piśmie do dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie Zarząd Krajowy OZZL wyraził nadzieję, iż porozumienie zostanie dotrzymane: „Dobrze się stało, że dyrekcja szpitala i przedstawiciele organu założycielskiego właściwie i poważnie potraktowali akcję lekarzy, którzy grupowo zwolnili się z pracy aby w ten sposób, po wyczerpaniu innych możliwości, upomnieć się o odpowiednie, bezpieczne warunki leczenia chorych (zaopatrzenie w leki, odpowiedni sprzęt, serwisowanie aparatury medycznej i jej naprawa). W przeciwnym razie lekarze w Polsce otrzymaliby sygnał, że nie warto zabiegać o odpowiednie warunki leczenia chorych, lepiej skupić się na własnych sprawach i dbać wyłącznie o własne interesy.”

Ryszard Kijak

(sekretarz Zarządu Krajowego OZZL)