W lokalnej prasie (Gazecie Krakowskiej) ukazało się doniesienie o „oblężeniu szpitala w Nowym Sączu”. Liczba pacjentów jest tak duża, że chorzy muszą leżeć na korytarzu. W normalnych warunkach (np. w warunkach rynkowych) taki szpital byłby „kurą znoszącą złote jaja”, dochodowy, dobrze wyposażony, z odpowiednią ilością pracowników dobrze wynagradzanych.
Tymczasem szpital w Nowym Sączu, dla którego limity przyjęć ustala państwowy płatnik (NFZ), wyceniający także świadczenia według własnego „widzimisię”, jest zadłużony i mimo widocznych braków personelu medycznego („oblężenie szpitala przez chorych) – dyrektor zwalnia ok. 10% załogi.
W takiej sytuacji Rzecznik praw pacjenta namawia chorych aby występowali do sądu przeciwko szpitalowi, który nie zapewnia im odpowiednich warunków leczenia, a nie przeciwko tym (np. NFZ, rząd), którzy stworzyli takie warunki, w których szpitala zmuszony jest do takich, a nie innych działań.
Wyobraźmy sobie fabrykę samochodów, której urzędnicy narzucili limit produkcji i cenę za auto nie pokrywającą wszystkich koniecznych kosztów produkcji. Wyobraźmy sobie klientów, którzy czekają na samochód 5 lat (bo fabryka nie może więcej produkować niż przydzielony przez państwo limit), wyobraźmy sobie kiepską jakość samochodu (bo fabryka musi oszczędzać na jakości aby zmieścić się w limicie ceny) i na końcu wyobraźmy sobie państwowego urzędnika urzędu ochrony konsumenta, który o zaistniałą sytuację obwinia fabrykę samochodów i radzi niezadowolonym klientom pozywać fabrykę do sądu za zbyt długie czekanie na samochód i jego kiepską jakość.
Trudne do wyobrażenia? Faktycznie, Takie rzeczy tylko w polskiej służbie zdrowia.
K.B.
link do gazety krakowskiej – tutaj