1 listopada 2013

 

Postępowa reforma czy ostre zawracanie ? – artykuł ukazał sie w Menedżerze Zdrowia nr 3/2013
 
Rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Wprowadza ona – m. innymi – definicje ciągłości i kompleksowości świadczeń oraz zakłada wydzielenie z ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS) poradni przyszpitalnych. Nowe rozwiązania powstały, by „zagwarantować wysokie standardy leczenia”. Teraz NFZ będzie rozpisywał konkurs z zakresu AOS w dwóch turach. W pierwszej – kontrakty otrzymają poradnie przyszpitalne, a dopiero w drugiej – o to co zostanie – będą konkurować inne lecznice. W ocenie MZ powyższe rozwiązanie jest lepsze niż obecne bo pozwoli większej ilości pacjentów leczyć się w sposób kompleksowy i ciągły, co zapewniają właśnie przychodnie przyszpitalne. Dzisiaj bowiem – jak stwierdził minister Neumann – zdarza się, że poradnie przyszpitalne przegrywają konkurs ofert z poradniami oddalonymi od szpitali, co stwarza pacjentom niedogodności w leczeniu.   
Powyższe rozumowanie – pozornie – wydaje się rozsądne: W poradniach przyszpitalnych faktycznie z reguły łatwiej wykonać badania dodatkowe, łatwiej o lepszy sprzęt, a pracujący tam lekarze często zajmowali się chorym, gdy leżał on w szpitalu albo zajmą się nim, gdy do szpitala trafi. Wydaje się też, że koszty takiej poradni powinny być mniejsze, skoro korzysta ona ze wspólnej ze szpitalem bazy diagnostycznej, a niekiedy też pomieszczeń. Jednak – skoro te przyszpitalne poradnie mają tyle zalet – dlaczego przegrywają z innymi poradniami w konkursie ofert organizowanym przez Fundusz? Przecież ów „konkurs” został – przed laty – wymyślony właśnie po to, aby pacjentów leczyły najlepsze poradnie, najlepsze szpitale, najlepsi lekarze. Cóż zatem się stało, że najlepsi odpadają?  A może wcale nie są najlepsi, a cała ta operacja służy po prostu ratowaniu publicznych placówek przez znajdowanie im dodatkowych źródeł finansowania i „utrącanie” konkurencji.    
 
Wydaje się, że rządzący mają już dość mechanizmów rynkowych w ochronie zdrowia. Chociaż przynoszą one pewne korzyści, na przykład zmuszając placówki medyczne do drastycznych oszczędności, to jednak mają też swoje wady: ujawniają ogromny deficyt środków w stosunku do deklarowanego koszyka (przez drażniące ludzi limitowanie świadczeń), pokazują niedoszacowanie wyceny świadczeń przez NFZ (co przejawia się „selekcją” chorych na „opłacalnych” i „nieopłacalnych”) i – w końcu – powodują odpływ pieniędzy z publicznych zakładów, przysparzając lokalnym politykom wielu kłopotów. Dlatego już od dawna widać tendencję do stopniowego odchodzenia od rynkowych założeń reformy z roku 1999. Pomysł z dwuetapowym konkursem ofert w AOS, w którym poradnie przyszpitalne są lepsze z założenia, jest tego kolejnym przykładem. Podobny charakter ma nagłe zainteresowanie się rządzących Koordynowaną Opieką Zdrowotną (KOZ). Pod hasłem troski o jeszcze większą kompleksowość i ciągłość leczenia można będzie do szpitali z przychodniami specjalistycznymi dołączyć POZ i otrzymamy KOZ-ę wręcz wzorcową. Konsekwencją przyjęcia KOZ-y musi być zmiana sposobu finansowania świadczeń. Skoro bowiem dana „jednostka” obejmie pacjentów opieką kompleksową, niepotrzebne będzie drobiazgowe rozliczanie poszczególnych procedur. Wystarczy przyznać KOZ-ie roczny budżet dla populacji pacjentów objętych jej opieką. Zniknie formalne limitowanie świadczeń, a jeśli lekarze KOZ-y dobrze pokierują „ruchem chorych”, także kolejki znacznie się skrócą. Zniknie też – przy okazji – prawo wyboru miejsca leczenia, a cały system zacznie przypominać dawne ZOZ-y (zespoły opieki zdrowotnej) z okresu PRL, ale czy ktokolwiek będzie się tym przejmował? Czy ktoś jeszcze pamięta dlaczego z tych ZOZ-ów i budżetowej służby zdrowia zrezygnowano, wprowadzając w to miejsce konkurencję między świadczeniodawcami, ich równouprawnienie oraz zasadę płacenia za wykonaną pracę a nie za samo istnienie? Obawiam się, że nie mają tej wiedzy obecni sternicy polskiej służby zdrowia, bo gdy 20 lat temu trwała środowiskowa dyskusja o wadach „socjalistycznej służby zdrowia” oni dopiero uczyli się lub studiowali, albo zajmowali „biznesem”. Później, gdy wprowadzano kasy chorych – pracowali w bankach, robili aplikacje radcowskie lub karierę w telewizji. Dzisiaj ostre zawracanie do dawnych błędów nazywają postępową reformą.    
 
Krzysztof Bukiel 27 września 2013 r.