23 maja 2012

 

Felieton pod adresem:

 

 

http://www.medyczny.elamed.pl/

 

oraz poniżej:

Ludzie lubią osobliwości. Dziwny kształt drzewa, niezwykle duży owoc albo nadzwyczajnie silny człowiek budzą zawsze zainteresowanie. Tak było, jest i będzie. Nie bez powodu Księga rekordów Guinnessa sprzedaje się z powodzeniem już ponad 50 lat. Nie wiem, czy jest w niej dział poświęcony najdziwniejszym rozporządzeniom, ale gdyby był, z pewnością powinno się tam znaleźć rozporządzenie ministra zdrowia z 08 marca 2012r. w sprawie recept lekarskich.

Jest to bowiem rozporządzenie niezwykłe, pisane jakby przez dwie osoby. Jedna miała za zadanie utrudnić – najbardziej jak to możliwe – wypisywanie recept na leki refundowane przez lekarzy. (Najwyraźniej chciała ich zniechęcić do tego). Druga – wręcz przeciwnie – starała się znaleźć sposoby, aby recepty, mimo swoich braków, błędów lub innych niedoskonałości były jednak realizowane. Jakby się przestraszyła, że lekarze rzeczywiście nie podołają stworzonym trudnościom, a pacjenci pozostaną bez leków. Utworzyły się w ten sposób ciekawe pary – przepisów dotyczących tych samych spraw, ale wzajemnie sprzecznych. Przyjrzyjmy się kilku przykładom takich par, a później zobaczymy do jakich ciekawych można dojść wniosków.

Pierwsza taka sprzeczność jest szczególnie oryginalna, bo pomieściła się w jednym przepisie. W §2 ust. 2 na początku zdania stwierdzono kategorycznie, że nikt poza lekarzem nie może dokonywać poprawek na recepcie, ale już na końcu zdania uznano jednak, że również aptekarze mogą to robić. Później zresztą poprawkom aptekarskim poświęcono znaczącą część rozporządzenia. I tak okazuje się, że zgodnie z rozporządzeniem lekarz jest – co prawda – zobowiązany do wpisania na recepcie takich danych pacjenta, jak: imię i nazwisko, adres, wiek (dla dziecka do 18 r.ż.), numer PESEL, kod jego uprawnień dodatkowych itp., jednak, gdy tego nie zrobi – nic się nie stanie, bo wszystko to może uzupełnić aptekarz. Podobnie rzecz się ma z informacjami dotyczącymi lekarza: imię i nazwisko, numer wykonywania zawodu – dane te może uzupełnić aptekarz. Nie inaczej jest w przypadku danych dotyczących leku. Przepisy rozporządzenia zobowiązują lekarza do podania na recepcie nazwy leku, jego postaci, dawki i sposobu dawkowania. Ale te same przepisy – kilka paragrafów później – faktycznie zwalniają lekarza z tego. Aptekarz może bowiem wszystkie te informacje – na szczęście poza nazwą leku – wpisać sam. Rozporządzenie zobowiązuje też lekarzy do określania poziomu refundacji za lek, ale i tu stworzono furtkę, gdyby lekarz nie zdołał poradzić sobie z tą przeszkodą, która – faktycznie – jest szczególnie trudna. Aptekarz może odpłatność zaznaczyć sam, co najwyżej, gdy będzie miał jakiekolwiek wątpliwości, określi ją jako największą z możliwych. Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą aptekarz nie może uzupełnić za lekarza (poza wspomnianą wcześniej nazwą leku) jest zaznaczenie na recepcie czy pacjent jest ubezpieczony. Można by wywnioskować, że weryfikacja uprawnień chorego jest najważniejszym zadaniem lekarza przepisującego leki.

Kolejna para sprzecznych przepisów to zapewne „pamiątką” po niedawnej akcji pieczątkowej lekarzy. Przepis §2 ust. 3 rozporządzenia zabrania umieszczania na recepcie informacji i znaków niezwiązanych z jej przeznaczeniem, ale już § 16 ust. 4 pozwala zrealizować receptę z takim informacjami i znakami, byleby tylko nie była to reklama leków.

Jednak najciekawsze jest zestawienie ostatnie, stanowiące swego rodzaju podsumowanie całego rozporządzenia. Otóż przepis §2 ust.1. pkt 1 rozporządzenia podkreśla, że aby recepta była ważna – muszą być umieszczone na niej określone informacje i musi to być zrobione czytelnie. Większą część rozporządzenia zajmuje opis tych danych i sposobu ich zamieszczania (parę przykładów podałem wyżej). Jednak na samym końcu rozporządzenia w §29 ust.4 zapisano, że jeżeli aptekarz na podstawie określonej recepty wyda właściwy lek (czyli ten, który zaordynował lekarz), to recepta spełnia warunek jej czytelności. Innymi słowy: nie ważne co ani jak napisał lekarz na recepcie, jeżeli aptekarz wyda taki lek, o jaki lekarzowi chodziło. Jaki z tego wniosek? Lekarz z aptekarzem mogą stworzyć własny sposób komunikowania się za pośrednictwem recept i jeśli tylko się zrozumieją – wszystko będzie OK. Wobec takiej konstatacji rodzi się zasadne pytanie: po co całe to rozporządzenie? Nie lepiej byłoby – po prostu – sprawę zasad przepisywania leków na receptach zostawić do rozstrzygnięcia lekarzom i aptekarzom. Niech się umawiają jak to ma wyglądać, a później niech wezmą za to odpowiedzialność. Tak mogłaby się w praktyce realizować konstytucyjna zasada pomocniczości państwa.

Krzysztof Bukiel 29 marca 2012r.