8 września 2009

Politycy mają do służby zdrowia stosunek ambiwalentny. Z jednej strony nie interesuje ona ich wcale i najchętniej w ogóle by się nią nie zajmowali, z drugiej –  daje najwięcej okazji do wykazania się „troską” o obywateli i do krytykowania działań przeciwników politycznych. Dlatego służba zdrowia, jak mało która dziedzina jest miejscem odbywania swoistego meczu między rządzącymi a opozycją. Taktyką szczególnie ulubioną w tej rozgrywce jest „gra na spalone”: jedni drugich próbują wciągnąć w pułapkę, zachęcić do zdecydowanego ataku na bramkę przeciwnika i w ostatniej chwili, przesuwając się do przodu złapać na „spalonym”.  Zwycięzcą będzie oczywiście ten, kto udowodni obywatelom, że bardziej niż przeciwnik chce zreformować lecznictwo, a jednocześnie bardziej broni pacjentów przed ewentualnymi kosztami reformy. Problemem najtrudniejszym jest to, że działania te są – w praktyce – przeciwstawne, to znaczy nie można przeprowadzić udanej reformy „bezkosztowo”, czyli – albo reforma i koszty, albo brak kosztów i brak reformy. Lata reformowania opieki zdrowotnej sprawiły, że politycy doszli w tej grze na spalone do prawdziwej perfekcji. Znakomitym tego przykładem jest uchwalona właśnie tzw. ustawa koszykowa. Jej treść, sposób uchwalania, komentarze z obu stron to przykład wzajemnego prowokowania się do ataku, zastawiania pułapek i obrony przed nimi.

 

Zapowiadając uchwalenie ustawy koszykowej rząd zdecydował się na brawurowy atak. Wszyscy przecież wiemy, że uchwalenie „koszyka” to bodaj najbardziej oczekiwany element reformy, na który zgadzali się i pacjenci i pracownicy służby zdrowia i politycy wszystkich „opcji”. Ruch rządu był więc celny i wprowadził przeciwników w prawdziwe zakłopotanie. Jakże bowiem krytykować coś, na co wszyscy czekają z nadzieją?  Znaleziono jednak słaby punkt w tej zagrywce – współpłacenie! W ustawie zapisano bowiem  ( w art.5 pkt 35 ) – całkiem słusznie – że świadczenia „koszykowe” (gwarantowane) będą finansowane ze środków publicznych w całości lub w części – w zależności od tego jakie mają znaczenie dla zdrowia, jaką przedstawiają relację efekt/koszt, jakie stanowią obciążenie finansowe dla płatnika. Agencja Oceny Technologii Medycznych oraz działająca przy niej Rada Konsultacyjna, po wnikliwej ocenie wszystkich powyższych aspektów miała sformułować rekomendacje dotyczące każdego świadczenia zdrowotnego, uwzględniające m. innymi wielkość współpłacenia ze strony pacjentów za dane świadczenie. Żeby nie było wątpliwości że chodzi o takie współpłacenie, napisano wprost, że może ono być określone w formie kwotowej lub procentowej. Rekomendacje te miały być dla ministra zdrowia wskazówką (chociaż nie bezwzględną wytyczną) przy tworzeniu „koszyka”. Co prawda wcześniej wszyscy politycy podkreślali nie raz, że koszyk musi być dopasowany do możliwości finansowych państwa, co wymusza wprowadzenie współpłacenia, to jednak nie mogli przepuścić takiej okazji aby złapać rządzących „na spalonym”.  Przeliczyli się jednak. Rząd był na to przygotowany. „Nie będzie żadnego współpłacenia po wprowadzeniu koszyka” – zapowiadali zgodnie przedstawiciele ministerstwa zdrowia. I żeby jeszcze bardziej wzmocnić swoją zapowiedź zgodzili się na zapisanie w ustawie artykułu (31 d),  który daje do zrozumienia (chociaż nie pisze tego wprost), że współpłacenie za świadczenia zdrowotne „koszykowe” dotyczyć będzie jedynie świadczeń, które już dzisiaj są współfinansowane przez pacjentów, jak pobyt w zakładach opiekuńczo leczniczych, lecznictwo uzdrowiskowe, transport medyczny itd. Rząd znowu uzyskał przewagę nad swoimi przeciwnikami. Właściwie jego zwycięstwo wydawało się pewne. Przedstawił przecież rozwiązanie idealne: wprowadzi koszyk, najbardziej oczekiwany i najtrudniejszy element reformy, a jednocześnie nie obciąży ani trochę obywateli. Na spalonym została więc złapana opozycja, która przeciwstawiając się takiemu rozwiązaniu – blokuje oczekiwaną reformę. Już za chwilę na spalonym znajdzie się też prezydent, jeśli zechce zawetować tę ustawę – taką nadzieję mieli z pewnością przedstawiciele rządu. Ale przeliczyli się. Pan Prezydent też był czujny i nie dał się złapać w pułapkę. Uzyskał raz jeszcze zapewnienie od pani minister, że wprowadzenie koszyka nie spowoduje obciążeń dla pacjentów i ustawę podpisał. Nie tylko nie dał się złapać na spalonym, ale – kto wie – może złapie na spalonym  rząd? Jest przecież oczywiste, że koszyk, jaki musi teraz powstać,  po tych wszystkich „manewrach” i „zagraniach” nie będzie się niczym różnił od „koszyka” obecnego. Nie przyniesie zatem zapowiadanego przełomu w sytuacji polskiej służby zdrowia i polskiego pacjenta. A wtedy Pan Prezydent zawoła: No i jak reformujecie to lecznictwo, miało się tyle  zmienić po wprowadzeniu koszyka, a nie zmieniło się nic. Chyba, że pani minister zdecyduje się jednak (opierając się na wspomnianym art. 5 pkt 35 i nie do końca jednoznacznej treści art. 31 d)  na wprowadzenie współpłacenia za niektóre świadczenia zdrowotne, co faktycznie może poprawić sytuację w lecznictwie. Wtedy jednak Pan Prezydent zawoła zapewne: Miało nie być współpłacenia, a jest – okłamaliście obywateli i mnie!.  Jak by nie było – wygląda na to, że tym razem rząd dał się złapać na spalonym. Skoro już tak się stało – niechby chociaż pacjenci mieli z tego jakąś korzyść.

 

Krzysztof Bukiel 25lipca 2009r.

patrz też: http://www.medyczny.elamed.pl/strona-numer.html