20 grudnia 2019

 

               Dokąd zmierza ochrona zdrowia w Polsce?

To retoryczne, wydawałoby się, pytanie wraca jak bumerang przy okazji każdego „przetasowania” w polityce czy sypnięcia kolejnych obietnic wyborczych. W zakończonej niedawno kampanii wyborczej mieliśmy okazję usłyszeć wizję dogonienia Europy Zachodniej, a może i świata, pod względem poziomu życia, zarobków, bezpieczeństwa socjalnego itp. Podobne hasła słyszeliśmy już 4 lata temu, w poprzedniej kampanii, ale z realizacją było … różnie. Nie można zaprzeczyć, że trochę podniosły się dochody społeczeństwa, że zmniejszyła się strefa ubóstwa, ale do poziomu starej Europy jeszcze nam daleko. Najgorzej wypadła ochrona zdrowia. Mimo pewnych zmian na lepsze, nie udało się odrobić zaległości z kilkudziesięciu lat! Niewątpliwie najważniejszymi, z punktu widzenia pracowników, wydarzeniami w ochronie zdrowia w minionej kadencji było opracowanie wspólnego, społecznego projektu ustawy o minimalnych wynagrodzeniach oraz protest lekarzy zorganizowany przez Porozumienie Rezydentów OZZL, zakończony podpisaniem porozumienia z dn. 8 lutego 2018. Dzisiaj już widać, że był to bardzo iluzoryczny sukces.

                                   Domena cudów w ekonomii

Każdy rodzaj działalności pojedynczych ludzi, organizacji czy całych społeczeństw wymaga pewnych warunków i przestrzegania zasad. Nie może istnieć organizacja czy system, który stoi w sprzeczności z zasadami ekonomii czy zarządzania, bo ich łamanie prowadzi zawsze do upadku czy bankructwa. No chyba, że jest to polski system ochrony zdrowia! Perpetuum mobile w wydaniu ministerstwa zdrowia! Pominę fakt, że system ochrony zdrowia jest głęboko niedofinansowany od lat, że kolejne ekipy parlamentarno-rządowe forsują „swoje” reformy, z których nic dobrego nie wynika, że społeczeństwo w dużym stopniu mentalnie jeszcze tkwi w socjaliźmie. To wszystko prawda i na pewno nie ułatwia prowadzenia zmian. Tylko czy na pewno rządy chcą prawdziwie zmieniać ochronę zdrowia? Czy może chodzi o to, by zmieniać tak, by nic się nie zmieniło? Bo jak inaczej możemy rozumieć manipulacje wokół ustawy o wzroście nakładów publicznych na ochronę zdrowia w latach 2019-2024? Sprytna sztuczka z liczeniem odsetka PKB sprzed dwóch lat pozbawia system ochrony zdrowia o ok.5-10 mld zł rocznie. Przy zadłużeniu publicznych szpitali sięgającym 12- 14 mld zł powoduje to brak możliwości wyjścia z zadłużenia, bo długi generują koszty odsetek! Ustawa przewiduje wysokość nakładów publicznych na rok bieżący na poziomie 4,86%, a w roku 2020- 5,03%. Przy wyliczeniu wysokości nakładów wg PKB z roku 2018-2080 mld, otrzymamy kwotę 104,6 mld. Jeżeli przyjęlibyśmy wysokość PKB, prognozowaną na rok 2020-2160 mld, to kwota przeznaczona na zdrowie wyniosłaby 108,6 mld zł, czyli o 4 mld zł więcej. Pamiętajmy, że według opracowania Związku Powiatów Polskich, same koszty podwyżek płac, wynikające z zawartych porozumień płacowych oraz podniesienia płacy minimalnej, dla szpitali powiatowych wyniosą ok. 800 ml, a dla wszystkich publicznych świadczeniodawców 2,5- 3 mld zł. Brak tych pieniędzy w systemie spowoduje dalszy wzrost zadłużenia i generowane przez nie kłopoty. Możliwe także jest finansowanie w roku przyszłym na poziomie 97,4 mld, bo tak zapisano w dokumencie ministerstwa finansów o nazwie Wieloletni Plan Finansowy Państwa, opublikowanym kilka dni temu. To byłoby o 11,2 mld zł mniej! Od lipca 2020 planowane jest też uwolnienie kwoty bazowej z ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, co spowoduje jej wzrost z obecnych 4200 zł do średniej krajowej, czyli ponad 5000 zł. Będzie to kolejny „problem” świadczeniodawców, na który nie będzie środków w systemie. Żonglerka liczbami i wskaźnikami nie jest czytelna dla przeciętnego obywatela RP. Dlatego warto podać bezwzględną wysokość nakładów na mieszkańca kraju. W Polsce w roku 2016 było to 731 euro, na Słowacji 1061, w Czechach 1193, a we Francji 3847. To najlepiej pokazuje jak daleko nam nie tylko do starej Unii, ale także do Czechów czy Słowaków. Ale na naszym rządzie nie robi to wrażenia!

                                  Miła perspektywa

Jakby mało było problemów z ustawą refundacyjną, ustawą o prawach pacjenta i rzeczniku tychże praw, tzw. pakietem onkologicznym i antykolejkowym, NFZ szykuje kolejne „ulepszenie”. Powstał chytry plan płacenia za efekty leczenia, oparty o zasadę zwaną Value Based Healthcare, zaprezentowany przez prezesa NFZ 6 grudnia, na Kongresie Zdrowia Publicznego. W pewnym uproszczeniu polega ona na płaceniu za „wyleczenie”. Już widzę problemy ludzi chorych na cukrzycę, nadciśnienie, nowotwory, SM czy szereg chorób reumatologicznych. Nikt nie będzie chciał ich leczyć, bo nie ma gwarancji wyleczenia, a jak jej brak, to wszechmogący płatnik może nie zapłacić! Czy jedne absurdy musimy leczyć innymi? Gdzie są eksperci, którzy wymyślili obecny system JGP, czyli płacenia za procedurę, jako remedium na wszystkie bolączki sytemu ochrony zdrowia w Polsce? Gdzie ich wiedza, fachowość i doświadczenie, a także zwykła odpowiedzialność? Podejrzewam, że mogą to być ci sami pseudofachowcy, którzy teraz wymyślili płacenie za efekt.   Boże, uchowaj nas od takich „reformatorów”!

Ale mimo wszystko, życzę Koleżankom i Kolegom wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący ZK OZZL