Ziemia obiecana
Przed 3 tygodniami Prezydent RP podpisał ustawę o minimalnych płacach w zawodach medycznych. Pomijając okoliczności, w których ona powstała, oraz kontekst społeczno-polityczny, moglibyśmy powiedzieć- nareszcie. Po raz pierwszy w nowej Polsce powstał akt prawny regulujący płace w bardzo zaniedbanym, tkwiącym po uszy w PRL, sektorze. Wydawałoby się, że nastąpił długo oczekiwany przez nas przełom w traktowaniu po macoszemu systemu ochrony zdrowia, że wreszcie nastaną dobre dni dla pracowników, ale także i korzystających z ich pracy pacjentów. Wydawałoby się…
Ciągłość władzy
Po bliższej lekturze zapisów nowej ustawy widzimy, jak na dłoni, że polityka w stosunku do sektora ochrony zdrowia nie zmieniła się, że stary duch na Miodowej 15 ma się zupełnie dobrze, że starą płytę winylową zamieniono na kompakt, a przewrotne, dwuznaczne sformułowania po raz kolejny znalazły pełne zastosowanie. Właśnie w tej dziedzinie widać ciągłość władzy i panujące porozumienie, ponad podziałami politycznymi. Jakie to budujące! Jak cieszy to, że niezależnie od tego, czy ministrem zdrowia jest Mariusz Łapiński z SLD, Ewa Kopacz z PO czy Konstanty Radziwiłł z PiS – w ochronie zdrowia widać pełną, konsekwentną, przewrotną i antylekarską strategię postępowania. Nic z tego, przeciw czemu jeszcze niedawno wspólnie z obecnym ministrem zdrowia walczyliśmy- mam na myśli ustawy: o refundacji leków, o prawach pacjenta i rzeczniku tych praw, rozporządzenie o wystawianiu recept refundowanych, tzw. pakiet onkologiczny i antykolejkowy itd.- nie zostało zmienione. Nadal nie możemy odliczyć od zarobków kosztów kształcenia podyplomowego, ani kosztów obowiązkowej przynależności do samorządu, które spełniają w 100% definicję kosztów uzyskania przychodu. Nadal na nasze barki wkłada się kolejne obowiązki administracyjne, wypełnianie dziesiątków i setek formularzy, oraz odpowiedzialność „za wszystko”. Lawinowo rośnie liczba skarg i spraw sądowych, w których ci (pacjenci), którym pomagaliśmy wczoraj, dzisiaj żądają od nas wysokich odszkodowań za – często rzekome – szkody i wyimaginowane straty moralne. Dzięki odpowiednim przepisom prawnym stało się to nie tylko możliwe ale i bardzo łatwe, bez ryzyka finansowego. W rezultacie pracujemy w warunkach nie tylko szantażu moralnego i ekonomicznego ale także prawno-karnego. Zapewne to, zdaniem władzy, ma zastąpić adekwatne płace!
Nowa ustawa zakłada dojście wciągu 5 lat do kwoty 1,27 średniej krajowej dla specjalisty II stopnia, oraz 1,05 średniej dla lekarza bez specjalizacji! To się nazywa mieć perspektywę! To pokazuje ile warte są statystyki publikowane chętnie przez kolejnych ministrów, w których lekarze mieliby zarabiać 20, 30 i więcej tysięcy… czyli 5–6 i więcej średnich krajowych.
Co z naszym projektem ustawy?
Po przedstawieniu w lipcu br., w sejmie, naszego projektu ustawy o płacach minimalnych w zawodach medycznych zapadła cisza. Jedynym efektem było gwałtowne przyspieszenie prac na projektem rządowym. Tylko ministerstwo zdrowia, ustami swojej urzędniczki przedstawiło skutki finansowe naszego projektu: za pierwsze 3 lata- 41 mld zł, za 10 lat-388 mld zł. Te liczby miały pokazać bezsensowność naszego projektu oraz niemożliwe do akceptacji koszty społeczne, bo płace są, wg władzy, niepotrzebnym balastem dla procesu leczenia, i są zawsze przedstawiane jako koszt zmniejszający ilość świadczeń dla pacjentów, jakby pacjenci mieli je wykonywać sami sobie!
Nie mniej ciekawie wygląda też sposób wyliczenia owych „astronomicznych” kwot. Nasz projekt zakładał dojście do stawek docelowych w ciągu 3 lat. Jeżeli od kosztów 10-lecia odejmiemy koszty pierwszych trzech lat otrzymamy 347 mld. Po podzieleniu tej kwoty na 7 otrzymamy prawie 50 mld/rok, tj. więcej niż przez pierwsze 3 lata. Trochę dziwna ta „matematyka”! Poza tym, jeżeli przyjmiemy, że w ochronie zdrowia pracuje ok. 0,5 mln pracowników medycznych, to każdy otrzymałby średnio 100 000 zł podwyżki! To dziwi jeszcze bardziej!
Polak mądry po szkodzie
Najwyraźniej w ochronie zdrowia rzeczona szkoda jeszcze nie wystąpiła. To, że w ostatnich tygodniach zmarło na dyżurze kolejnych trzech lekarzy, w tym osoba bardzo młoda, 28-letnia lekarka, że pacjenci nadal czekają w wielomiesięcznych i kilkuletnich kolejkach, że tzw. SOR-y są zapchane pacjentami, którzy nie otrzymali pomocy w niewydolnej opiece otwartej- nie robi na ministrze większego wrażenia i jeszcze nie jest nieszczęściem. Na nieszczęście dopiero czekamy! Co się musi wydarzyć, żeby władze uznały to za nieszczęście? Czy musi ktoś kolejny umrzeć? A jeżeli tak, to od ilu zgonów zaczyna się nieszczęście? O śmierci lekarzy media donoszą, ale ile było zgonów pacjentów z powodu niewydolności systemu, ilu chorych na nowotwór nie otrzymało szansy nowoczesnej terapii z powodu braku środków na zakup leków, wiedzą tylko ich rodziny i lekarze, którzy próbowali im pomóc. Ministerstwo nie prowadzi takiej statystyki. Szkoda!
Rezydenci przyszłością systemu
Dzisiejsi adepci sztuki medycznej za kilka lat staną się trzonem, podstawą systemu. To truizm, ale czy na pewno stanie się faktem w naszym kraju? Dzisiejsza młodzież lekarska, w odróżnieniu od starszych pokoleń lekarzy, nie chce już słuchać opowieści o II wojnie światowej, o PRL, o kryzysie, o wyższości etyki nad ekonomią (oczywiście ekonomią ich kieszeni, bo szpitale muszą się bilansować), o posłannictwie, służbie itd. Widzą jak na dłoni, że są wykorzystywani przez kolejne ekipy polityczne, a władza daje społeczeństwu bonus taniej opieki zdrowotnej w postaci ich półdarmowej pracy. Nie trzeba być filozofem, żeby dostrzec obłudę i zakłamanie kolejnych rządów i ich grę na czas z jednej strony, a z drugiej – dobre warunki pracy i rozwoju zawodowego tuż za granicą. Myślę, że na takie działanie naszych kolejnych rządów nie poradzą już żadne „łagodne” środki perswazji, tylko bodźce bólowe w postaci wypowiedzenia umowy o pracę lub wyjazdu za granicę. Coraz więcej młodych lekarzy zaczyna to rozumieć! Gorąco ich do tego zachęcam! Szkoda Waszego życia!
Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący ZK OZZL
18 września 2017r.