3 stycznia 2007

Za, a nawet przeciw.

 tekst napisany dla Vox Medici – miesięcznika OIL w Szczecinie

 

Ten słynny cytat z prezydenta Wałęsy nadaje się jak ulał do oceny rządowego projektu nowelizacji ustawy o zakładach opieki zdrowotnej. Niewątpliwym jest bowiem, że wiele zaproponowanych rozwiązań wychodzi naprzeciw oczekiwaniom lekarzy i postulatom zgłaszanym od lat. Z drugiej jednak strony,  faktyczne uwarunkowania, jakie pozostaną niezmienione po wprowadzeniu nowych przepisów, powodują, że te – formalnie rzecz biorąc – przełomowe zmiany mogą okazać się całkiem pozorne.  

 

 

Dyżur jako czas pracy. 

  

 

To nowe traktowanie dyżuru lekarskiego wprowadza nowa treść art. 32j ust. 2. Na uznanie, że lekarz na dyżurze pracuje, lekarze polscy czekają chyba od zawsze. Już w 1988 roku, jeszcze w PRL, ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich pani prof. Ewa Łętowska występowała w tej sprawie do Trybunału Konstytucyjnego i – o dziwo – wygrała. Trybunał uznał, że lekarz na dyżurze pracuje i powinien być wynagradzany jak za pracę w godzinach nadliczbowych. Niestety Trybunał nie miał wówczas prawa unieważnić niekonstytucyjnych przepisów, a jedynie zasygnalizować sejmowi konieczność zmiany prawa. Zatem – zasygnalizował, ale sejm nigdy się tym nie przejął. W wolnej Polsce, gdy Trybunał Konstytucyjny miał już kompetencje aby niekonstytucyjne prawo pozbawić mocy prawnej, sędziom Trybunału jakby zabrakło odwagi, pomimo kilku wniosków OZZL w tej sprawie. Teraz, rząd RP uległ nie tyle argumentacji lekarzy polskich, co naciskom Unii Europejskiej i wyrokowi Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Pewne znaczenie mógł też mieć proces wytoczony szpitalowi przez dr Czesława Misia, o którym Vox Medici pisał w poprzednim numerze. W tym zatem przypadku – jestem ZA.

 

Dyżur jako szczególny czas pracy. 

  

 

Można by pomyśleć tak: skoro dyżur od teraz ma być traktowany jako czas pracy, to po co w ogóle nazywać go dyżurem. Można przecież napisać, że lekarze – jeśli są takie potrzeby – pracują w godzinach nadliczbowych. Wówczas jednak – za tę pracę trzeba by zapłacić tak, jak przewiduje to kodeks pracy, czyli lepiej niż za dotychczasowy dyżur. Rząd proponuje zatem zachować nazwę „dyżur” aby był pretekst do zapłacenie za niego – mniej.  W tym przypadku jestem oczywiście – PRZECIW.

 

 

Mam jednak przeczucie, że takie rozwiązanie się nie utrzyma. Właśnie za tydzień Sąd w Krakowie ogłosi wyrok w sprawie dr Misia i wiele wskazuje na to, że sąd uzna iż dyżur był pracą w godzinach nadliczbowych i tak powinien być wynagradzany. Jeśli by jednak Sąd w Krakowie tego nie orzekł, OZZL wystąpi do Trybunału Konstytucyjnego raz jeszcze, tym razem bogatszy o argumentację wynikającą z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który uznał cały czas dyżuru lekarskiego za czas pracy.

 

 

Przymus dyżurowania formalnie zniesiony, a faktycznie … ? 

  

 

Konsekwencją przełomowego stwierdzenia, że czas dyżuru zalicza się do czasu pracy jest objęcie lekarzy w Polsce ogólnym limitem obowiązkowych godzin pracy, który wynosi, zgodnie z dyrektywą UE i polskim kodeksem pracy – 48 godzin tygodniowo wraz z nadgodzinami. Stąd wniosek praktyczny: jeśli lekarz nie chce, nikt nie może go zmusić do brania dyżurów poza 10,5 godzinami na tydzień (różnica między dopuszczalną normą 48 godzin, a normalnym czasem pracy dla lekarzy – 37,5 godz.) i max. 150 na rok ( zgodnie z limitem nadgodzin ustalonym w kodeksie pracy). W tym przypadku – jestem ZA.

 

 

Zdając sobie jednak sprawę, że tak niewielkie limity uniemożliwiłyby praktycznie istnienie dyżurów (co musiałoby skutkować wprowadzeniem pracy zmianowej lub jakiejś innej formy organizacji pracy), rządzący zostawili furtkę – przewidzianą w obecnej dyrektywie UE –  tzw. klauzulę opt out. Oznacza ona, że pracownik może pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo (maksymalnie 78 godz. na tydzień), jeżeli wyrazi na to zgodę – dobrowolnie i na piśmie. Taka ilość godzin pracy odpowiada mniej więcej dwóm dyżurom tygodniowo, a zatem  – gdyby lekarze powszechnie wyrazili zgodę na dyżurowanie – sytuacja praktycznie nie uległaby żadnej zmianie. Formalnie rzecz biorąc, do klauzuli opt out trudno mieć zastrzeżenia. Pozostawia ona bowiem decyzję co do ilości pracy samemu pracownikowi, a to musi spotkać się z aprobatą osób ceniących sobie wolność jednostki. Zatem formalnie – jestem ZA.

  

 

W praktyce jednak z dobrowolnością zgody lekarza na dłuższy czas pracy może być różnie. O faktycznej dobrowolności można by mówić wtedy, gdyby płace lekarskie za normalny czas pracy były sprawiedliwe i odpowiadały statusowi społecznemu zawodu, a jednocześnie szpitale między sobą konkurowałyby w sposób swobodny tak, aby lekarz mógł mieć faktyczny wybór miejsca i warunków pracy. Wówczas dyrektorzy nie ryzykowaliby nieformalnymi naciskami na niechętnych do dyżurowania, bo mogliby ich stracić. W rezultacie taki szpital nieprzyjazny lekarzom mógłby mieć kłopoty aby skompletować jakikolwiek dobry zespół. Dzisiaj, gdy niskie płace lakarzy za normalny czas pracy zmuszają ich do dyżurowania, a dyrektorzy mogą – niemal bez przeszkód – stosować nieformalne naciski na lekarzy, wymuszając na nich „dobrowolną” zgodę na dłuższy czas pracy, zasada „opt out” budzi wiele wątpliwości. Zatem, będąc ZA, jestem jednocześnie – PRZECIW.

Wobec powyższych wątpliwości, pewnym kompromisem mogłoby być ograniczenie stosowania klauzuli opt out do max. 56 godzin pracy tygodniowo. Lekarz mógłby wówczas wyrażać zgodę na dodatkowe godziny pracy, ale nie dłużej niż 56 godzin tygodniowo. Wtedy, nawet w warunkach wymuszonej zgody na opt out, czas pracy lekarzy uległby skróceniu – w stosunku do dzisiejszego z uwzględnieniem dyżurów. Konieczne jest również wprowadzenie zasady, że zgoda na wydłużony wymiar czasu pracy ma charakter czasowy i obejmuje każdorazowo okres nie dłuższy niż 3 miesiące. 

 

 

Dodany artykuł 32 jb – przewiduje 11 godzinny nieprzerwany odpoczynek dla lekarzy dyżurujących, bezpośrednio po zakończeniu pełnienia dyżuru medycznego. Możliwość „zejścia po dyżurze” jest ważna nie tylko ze względu na dobro lekarza, ale także na dobro chorego.  Jestem – ZA.

 

Ujednolicenie, czyli wydłużenie

 

 

Omawiana propozycja nowelizacji ustawy przynosi jeszcze jedną zasadniczą zmianę: ujednolicenie czasu pracy dla lekarzy (z wyjątkiem osób niewidomych). W praktyce, propozycja ta oznacza wydłużenie czasu pracy dla pracowników radiologii, radioterapii, medycyny nuklearnej, fizykoterapii, patomorfologii, histopatologii, cytopatologii, cytodiagnostyki medycyny sądowej lub prosektoriów. Dotychczas cieszyli się oni bowiem skróconym wymiarem pracy, co uzasadniano działaniem szkodliwych czynników na w/w osoby. Wiele wskazuje na to, że warunki pracy tych osób faktycznie poprawiły się na tyle, że nie mogą być one dalej wytłumaczeniem dla skrócenie czasu pracy. Zresztą przedstawiciele niektórych innych specjalizacji (np. kardiolodzy interwencyjni) podkreślali już dawno, że ich narażenie na promieniowanie jest dużo wyższe niż radiologów. Ujednolicenie czasu pracy wydaje się zatem sprawiedliwe. Jestem – ZA.

 

 

Oceniając jednak tę propozycję od strony praw pracowniczych należy stwierdzić, że jej wprowadzenie pogorszy istotnie sytuację materialną określonych osób, chociażby dlatego, że spadnie wartość ich wynagrodzenia za jednostkę czasu. Jeśli dotychczas np. radiolog pracował 5 godzin dziennie aby zarobić netto 2 tysiące złotych miesięcznie, to teraz będzie musiał pracować na to samo 7,5 godziny dziennie czyli o 50% więcej. To istotne pogorszenie warunków wynagradzania. Jestem zatem – PRZECIW.

 

 

W tym przypadku jest jednak możliwy kompromis: niech wzrośnie wymiar czasu pracy, przy jednoczesnym zachowaniu wynagrodzenia za godzinę pracy, co oznacza odpowiedni wzrost wynagrodzenia za jeden etat. Musiałby on wynosić 50% w rozliczeniu miesięcznym. To z pewnością spowodowałoby reakcję lekarzy innych specjalności. Należałoby zatem podnieść wynagrodzenia również im. Wniosek z tego jest taki: ujednolicenie czasu pracy lekarzy, czyli wydłużenie go dla niektórych, możliwe jest przy wprowadzeniu zasadniczych zmian w poziomie wynagradzania lekarzy w ogóle. Taki manewr byłby możliwy przy wprowadzeniu generalnych zmian w poziomie finansowania opieki zdrowotnej i sposobie funkcjonowania służby zdrowia. Projekt takich zmian noszący nazwę programu „Racjonalnego Systemu Opieki Zdrowotnej” istnieje. Jego zasady zostały uzgodnione przez niemal 20 niezwykle opiniotwórczych organizacji ze służby zdrowia (np. OZZL, NRL, STOMOZ, organizacje pracodawców) i spoza niej (np. Centrum im. Adama Smitha, Transparency International Polska, Krajowa Izba Gospodarcza). Trzeba tylko z niego skorzystać. Ja jestem –  ZA.  

 Krzysztof Bukiel  Stargard Szczeciński 21 grudnia 2006r.